W miniony weekend fotografowałam dobra materialno-spożywcze :F
A znajdowałam się w pięknych okolicznościach przyrody, więc wstyd, wstyd, wstyd!
Usprawiedliwia mnie tylko to, że gościliśmy w Borach przemiłą gromadę dawno niewidzianych duszyczek i trochę głupio by było, gdybym je olała i pstrykała znowu jakieś jastrzębie przebrane za bociany czy ostatnie maki ;) Po prostu spędzaliśmy wspólnie czas i np. przegrałam okrutnie w kanastę. Warto było :)))

Na sesję zdjęciową wybrałam sobie chwilę zamieszania przedwyjazdowego, toteż wspólnego czasu nam to nie skradło. A w  końcu musiałam coś pstryknąć, bo znowu bym to zjadła, jak wcześniej czekolady, i nic bym dla Was nie miała!
A to COŚ, to pamiątki z Bieszczadu i nie tylko. Jadalne. I nie tylko. Tych niejadalnych może i bym nie zjadła, ale kto to wie ;D

Ale wcześniej zrobiłyśmy z Julką (to taka moja ulubiona 5-letnia kumpela) łódeczkę z kawałka drewna, trzech patyczków i pieczołowicie wyselekcjonowanych przez Julkę suchych listków. Dlaczego musiały byc suche to ja nie wiem, ale łódeczka nam wyszła i pływa gdzieś może do dziś! ;D

Te dwa dodatkowe listki na pierwszym zdjęciu to, zdaniem Julci, silnik!



W Cisnej, w dzień wyjazdu z Bieszczadów, zaczynała się wesoła impreza pod nazwą Dni Gminy Cisna. Nas gonił czas, chłopcy poszli na Tarnicę i trza było się ze wszystkim streszczać, żeby ich odebrać z końca świata czyli z Wołosatego, święto się dopiero rozkręcało i tak jakoś razem z Olą i Idą tylko przeleciałyśmy przez całkiem fajny kiermasz, wypiłyśmy kawę, zjadłyśmy jagody i już nas nie było. Ale miód z maliny leśnej, syropy i, uwaga, uwaga, OCET Z MIODU, zdążyłyśmy kupić ;)
Oraz miseczkę i szkliwionego ptaszka-gwizdek.

Te smakołyki zostały kupione na stoisku Gospodarstwa Pasiecznego Miód Podkarpacki.
Więcej o occie z miodu tutaj: miodpodkarpacki.pl


A te syropy kupiłam z powodu wyglądu. Spodobało mi się to, że stały w koszyku wśród innych owiniętych bibułą i suszonymi kwiatkami butelek i słoików. 
Tak się ktoś ślicznie postarał :)


W miseczce zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Sygnatura mówi, że to wyrób Brixton Pottery, hahahahaha! ;D Bieszczadzka ta miseczka, że hej.
Ale ptaszek bieszczadzki, rękodzieło ze szkliwionej gliny. 
Jest maleńki i można na nim gwizdać, o!


A teraz kilka ostatnich, niebieszczadzkich nabytków :)

Szukałam kiedyś czegoś, już nie pamiętam czego i natknęłam się na pewien porzucony, a tak ślicznie rokujący blog: cermanetka.blox.pl.
Jak zobaczyłam te ceramiczne cuda wianki, to wiedziałam, że nie poddam się i znajdę tę zdolną bestię ;)
I znalazłam! O tu: pakamera.pl 
Od maila do maila i moje modły o to, żeby coś z praktyk w Bolesławcu (blog Manetki) było jeszcze do kupienia, zostały wysłuchane. I mam, mam, mam! Dwie miseczki (na zdjęciu poniżej) i kolorowo nakrapiany czajniczek zwany przeze mnie tygielkiem - jest widoczny na blogu Manetki.
Czajniczka bałam się zabrać w podróż, ale może uda mi się sfotografować go w domu, jeśli światło będzie sprzyjać.


Miseczki od Manetki, poziomki KRADZIONE!
No dobrze, dostałam zgodę na zerwanie kilku, bo u nas ostała się jedna.


Jakiś czas temu w Duce kupiłam na wyprzedaży śliczny obrus i dwa kubasy, które mają pełnić rolę doniczek na zioła. Kubasy spore, bez uch. 
A filiżanka i talerzyk z mordkami to nabytek z ulubionego sklepu ze starzyzną. Stare mocno toto na pewno nie jest, ale kosztowało 3 zł, więc wzięłam i M. z lubością pije z tego kompletu kawę.
A mi wesoło, jak na Niego patrzę! ;D



I ostatni skarb czyli pucharek do deserów kupiony w Netto za, bodajże, 1,50 złocisza :)
Myśl o puszystej białej bitej śmietanie albo aksamitnym jogurcie przełożonym soczyście czerwonymi owocami w niebieskawym szkle jest mi niemiła. Takie warstwowe desery tylko w przezroczystym szkle!
Ale gdy pomyślałam o polnych kwiatach w tym ni to kielichu, ni to wazoniku - wiedziałam, że chcę to mieć!

Kwitnąca melisa jest śliczna! :)

I taki macie ode mnie zestaw na początek tygodnia. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jestem ciekawa, czy spodoba mi się smak dzisiejszej sałaty doprawionej miodowym octem?

W tym tygodniu będzie jeszcze czekoladowo, będzie o dzikich zwierzętach, będzie biała kuchnia i nowe moodboardy oraz będzie, tadammmmm!, Połonina Wetlińska od Starego Sioła (Wetlina) do Przełęczy Orłowicza :)))

Słonecznego i fantastycznego tygodnia życzę,
Wasza fu :)



7 komentarzy

  1. Materialistka! I do tego zadnych brzozek, no nie...

    OdpowiedzUsuń
  2. A w temacie: fajnie macie w tych Borach, zazdroszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Ty masz akurat jeszcze lepszy akwen pod nosem, taki do puszczania łódek :)

      Usuń
    2. Taa, czekam wlasnie az mi kochanie taka lodke zbuduje ;)
      Nie no, chodzilo mi o ta cisze i lasy, ja jakby nie bylo juz dawno tak nie mialam.
      A powiedz, co to takiego te syropy? I do czego sie ich uzywa?

      Usuń
    3. Syropy są pyszne i zdrowe, a więcej o nich podpowie wujek gugiel ;F
      Z tą łódka to było tak, że postanowiłyśmy ją zrobić i bach, drewienko, ciach patyczki, sru, listki.
      A jak chciałyśmy drugą, to niczego na nią pasującego już nie mogłyśmy znaleźć ;DDD

      Usuń
  3. aleś nachapała skarbów, ja myślałam, że pokażesz kosz grzybów, poroże rozjechanego jelenia i owczą skóra do sypialni, żeby M. miękko stąpał w drodze po kawusię do łoża ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M. niech nie ma za miękko, bo już się tak rozleniwił, że nawet moje dietetyczne żarło pochłania, bo Mu się nie chce robić czegoś dla porządnych facetów ;DDD

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. Każdy komentarz jest mądry i potrzebny! Kocham komentarze!!! ;D

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Instagram