Moodboards czyli kolaże - 6
piątek, 14 września 2012
Łojojoj, dzieje się średnio.
Spada mi drastycznie poziom szczęścia we krwi, bo lato się kończy i szukam sposobu, jak dalej żyć ;)
Znajdę, oczywiście, ale muszę natychmiast podładować akumulatory i doświadczyć czegoś bardzo miłego.
Mam nadzieję, że stanie się to w weekend.
Że zobaczę efekty naszej ciężkiej pracy przy remoncie, że pogoda pozwoli na wycieczkę rowerową, że łatwo da się rozpalić w kominku, że wygram w remika, że zapiszę w kajecie kilka nowych pomysłów, że zabiorę się za pająka (niestety, dopiero w środę dostałam ostatnie materiały...), że zacznę mieć czas na przyjemności, bo ostatnio jakoś za bardzo w moim życiu rozpanoszył się OBOWIĄZEK, że zrobię sesję zdjęciową cudów od kochanej KaBi, że zupa dyniowa uda się co najmniej tak dobrze, jak udawała się w poprzednich sezonach dyniowych (a nie mam oliwy cytrynowej, aaaa!), że plan nowego pokoju dziennego zacznie ewoluować z pierwotnego, roboczego pomysłu w coś naprawdę MOJEGO...
I takie tam :)
Tymczasem kropla koloru w morzu potrzeb, czyli moodboardy.
Pierwszy nie taki kolorowy, ale za to miseczkowy, a wszystkie funity kochają miseczki, zbierają miseczki, pożądają nowych miseczek i starają się nie stłuc już tych posiadanych ;)
Jest też, oczywiście kot, bo jakoś bez kotów ostatnio nie mogę. Najlepszy malinowy torcik oddam za możliwość przytulenia się do futrzaka i odebrania jego mruczących, działających jak najlepszy masaż wibracji ;D
Motywy przewodnie: Marimekko (tkanina i 4 miseczki), kot, kontrast czerni z żółcią.
Teraz trochę pasteLOVE. Wolę soczyste, wyraźne, szalone kolory, ale coś w tym jest, że przed jesienią kolory jakby stają z tyłu, za mgłą, jakby przysypały się teatralnym pudrem. Tylko po to, żeby zaraz wyjść na scenę, przed szereg i wybuchnąć typowo jesienną gamą.
Ale pastele nie muszą być aż tak bardzo wydelikatnione ;)
Oj, dawnom nie piekła muffinów, a babeczek nie robiłam nigdy :(
Czyja ta ostatnia babeczka???
No i w końcu eksplozja kolorów w sam raz dla mnie.
Ot, nic specjalnego: dywan i krzesła. I dla odmiany siedzonko-pies ;D
Spróbowałby ktoś siedzieć na kocie, phi!
Ten kolaż to taka zabawa: ile krzeseł rozpoznajesz, do ilu możesz przypisać markę, projektanta, epokę, w której dany model powstał? Oczywiście dla wielkiej zmyłki, nie tylko ikony designu tu wstawiłam. Bo chodziło o kolor :)
Ech, ja tu o torcikach, babeczkach z kremem, o przesiadywaniu na krześle, a skrzydlaty tyłek rośnie...
:D
Informuję, że skrzydła na obrzeżach są jeszcze czarno-fioletowe, ale pośrodku pojawił się szaro-żółty rzucik ;DDD
O, jak człowiek się sam z siebie pośmieje, to od razu mu lepiej :)
Trzymajcie, prrrrrrroszę!, kciuki za efektywny i efektowny ;) weekend, a ja postaram się za Wasze wsparcie najlepiej, jak umiem, odwdzięczyć :)
Lekko
klapnięte uszko ma,
Wasza
fu :)
Trzymam kciuki bardzo, bardzo mocno. Na szczęście są rzeczy które trzymają nas przy życiu. Dopisuję się do klapniętego uszka bo też mi nie pasuje ta zmiana aury, ale nie dajemy się :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się nie damy!
Usuńmam przynajmniej przemiłą perspektywę lasu i spaceru w tym pięknym kominie od Ciebie :D
ale trąbę ma uniesioną jak trzeba, będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńBo nadzieję trza mieć i dopóki potrafię się śmiać, to nie takie pikuś-małe-nastroje przezwyciężę :)
Usuńhehehe skrzydlaty tyłek:)Ryba ja na dietce po ciąży:)i nareszcie chudne i zaczynam byc radosna jak nie wiadomo co:)a córcia taka słodycz że hej:)jak to?Ci humorek sie pogarsza - niemozliwe:)przesyłam buziaki i usciski, co by Ci sie poprawil:)biało-czarne kontrasty jak najbardziej - jestem za!:)buziak
OdpowiedzUsuńDawaj przepis na dietę! Szybciutko, zanim zrobię te muffiny ;D
UsuńCmok w nosek córciowy! ;D
Moja ta babeczkaaaa! Mniam!
OdpowiedzUsuńGenialnie zasłoniony świat :D
Sooooorry! Zjadłam i popiłam chianti,
Usuńpodpisano:
H. Lecter ;D
Świetny blog.
OdpowiedzUsuńWłąsnie wpadłam tu po raz pierwszy. I już wiem, że wrócę!
Cześć, Izo :)
UsuńA ja już Cię lubię za dobre słowo i za ładną buzię ;D
Zaraz pewnie polubię i za Twojego, a raczej Waszego bloga, o!