Uwaga, znowu marudzę, ale tylko trochę, bo później już nie ;)

Dziwnie mi się rozpętał ten nowy rok.
Napadła mnie praca i to taka z rodzaju wysysających siły, a nie przynoszących odgłosu brzęczącej sakiewki. No ale trudno, zrobić ją trza i już widzę koniec, więc mi troszkę lepiej.
Napadło mnie zmęczenie i jestem dumna z mojego organizmu, bo przed jakąś najgorszą odmianą grypy mnie ustrzegł, tylko trochę zaszwankował. Już lepiej.
Z tym wszystkim elegancko skomponował się brak weny. Ale żeby tylko. Poczułam, że nie mam nic do powiedzenia, nawet sobie. Że nie znam kierunku, że nie wiem, do czego zmierzam. No ale czy muszę? Przecież mam na to jeszcze kilkadziesiąt lat, mam nadzieję!

I nagle odkryłam, że taki stan jest dobry, bo człowiek przestaje robić cokolwiek na siłę i się po prostu leczy czyli robi coś naprawdę, naprawdę dla siebie :)

Na początku grudnia dostałam (a raczej kupiłam za CAŁE 15 zł!!!) kindla. I wiecie co? I leży nierozpakowany ;D
Przyda się ta zabawka na pewno, ale gdy ma się takie lektury "na żywo"... No to proszę wybaczyć, ale niech się cud techniki w swoim czarnym pudełku schowa ;)

"Pana Lodowego Ogrodu" połknęłam aż za szybko. Po nim, jeszcze szybciej "Paryż. Miasto miłości i sztuki w czasach belle epoque".
"Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith wpędziły mnie w mały, dziwny dołek i tęsknotę za czasami, w których każdy napisany samodzielnie wiersz wydawał mi się genialny, każda bransoletka z muliny coś znaczyła i wystarczył czarny cienkopis, żebym się czuła Wielką Artystką ;)

Ale szczególnie mocno mnie wzięło podczas czytania "Oczami radzieckiej zabawki" Konstantego Usenko (syna na pewno dobrze Wam znanej Danuty Wawiłow).
Wróciłam do arcy-buntowniczych czasów mojego szczenięctwa i zobaczyłam, jak w gruncie rzeczy miałam cieplutko, bezpiecznie, kolorowo... Bo urodziłam się w kraju nad Wisłą, a nie nad Newą, Wołgą, Dniestrem, Dnieprem na przykład. Gdybym, mając 17 lat, robiła takie rzeczy, jak robiłam, ale w ZSRR, to być może, hm... Być może zobaczyłabym od podszewki, co to znaczy zostać pensjonariuszem "psychuszki" na przykład. A może już by mnie nie było?
Od parunastu dni (M. przeczytał "Zabawkę" pierwszy) przeczesujemy internet, żeby poznać bliżej bohaterów Usenki. Posłuchać Chimery, Kina, Ostatnich Czołgów W Paryżu, Janki Diagilewej czy Grażdanskiej Oborony. Żeby poznać opinie Artioma Troickiego, zobaczyć jeszcze więcej undergroundowego Petersburga, zupełnie odpłynąć w czasy i w miejsca, w których za kupno niektórych legalnie wydanych płyt szło się do więzienia.
Z tamtych czasów znałam dotychczas smak kilku słodyczy, przywożonych przez daleką rodzinę zza wschodniej granicy, pamiętam kilka zabawek, m. in. Wańkę-Wstańkę. Dopiero teraz widzę, jak inny musiał im się wydawać nasz świat i ile musieli się wystarać, żeby podróż do nas i to z prezentami, w ogóle odbyć...
Bardzo, bardzo Wam polecam tę książkę!
A tymczasem siłą rozpędu już się zabrałam za "W rajskiej dolinie wśród zielska" Jacka Hugo-Badera. No, zobaczymy :)



Wczoraj z pomocą pospieszyli mi również Bilbo, Gandalf i cała spółka. W końcu miałam siłę iść do kina bez obawy, że w nim zasnę ;)
Samo pójście do kina zazwyczaj poprawia mi nastrój, o ile nie pójdę na wyjątkowo dołujący obraz.
A tu ulubione Tolkienowskie klimaty, tu Krasnolud, tam Elf, jeszcze w miarę sympatyczny Saruman, Golum, na którego jak patrzę, to zawsze widzę Putina. Obłędny Radagast jedzący grzybki i palący fajkowe ziele ;D
No i przygoda, przygoda, przygoda, przed którą tak broni się każdy szanujący się Hobbit ;)
Fajnie, że efekty 3D nie przysłoniły fabuły. Dobrze się bawiłam i w ogóle nie zdążył mnie tyłek rozboleć od tych niewygodnych siedzeń ;D

Książki, choć potrafią przeczołgać, jednak sprawiają, że chce się żyć, coś robić, czegoś doświadczać. To nie tak, że tylko by się gniło pod kocykiem z opasłym tomiszczem w łapach  i pudłem lodów na podorędziu.
Ma się ochotę samemu sprawdzić, dotknąć, choćby przez okno wyjrzeć, bo może świat się zmienił?
Hobbicie przygody wprawiają w wyśmienity nastrój pod tytułem "Z każdej opresji da się wyjść cało i mali mogą dokonać czegoś wielkiego" :)

A jak to nie zadziała?

No to już tylko ciuchy zostają ;DDD
I humor HOPS! w górę ;D

Najnowsze nabytki:



Wciąż trwają spory, czy to zwierzątko-niuniątko na pierwszym swetrze to szczeniaczek pudelka czy mała przestraszona owieczka ;D
No powiedzcie, że takie słodkie głupoty nie potrafią poprawić nastroju? Zwłaszcza, że wyprzedaż przecież, ekhem ;D 

I jest jeszcze coś: znajomi zaczynają naciskać, że trza zrobić jakąś wielką imprę z okazji moich nadchodzących okrągłych urodzin.
Fajnie, fajnie, tylko nagle się staro poczułam. Książka Usenki mi to poczucie jeszcze bardziej pogłębiła, ale - jak widać - walczę z nim i już niedługo będzie na mnie można spokojnie mówić "dzidzia piernik" ;D


Dobra, to był wpis wychodzeniowy z dołka, od jutra wracam w normalne tryby zachwycania się wszystkim i wrzucania tego tutaj, żebyśta i Wy se mogli popiszczeć ;D

No!

A tak w ogóle zauroczyło mnie to zdjęcie :)




 
Pucio!
Wasza fu ;D

*I*
V



23 komentarze

  1. widzimy, że dużo się dzieje :D no i bardzo pozytywnie :D
    powodzenia z następnymi lekturkami :D
    no i na podbój 2013 :D

    p.s.przepiękne wdzianka, no rewelacyjne :) a zdjęcie nie dziwie się, że zauroczyło :) przepiękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzianka odejmują jakieś 10 lat, więc nie polecam młodszym niż 28 lat, bo im nikt mojito nie sprzeda w pubie ;)))

      Usuń
    2. Ale w tym wdzianku po mojito chyba nie pójdziesz? ;)

      Usuń
    3. No pewnie, że pójdę! ;D
      Po to je kupiłam, żeby się w nim "na mieście" lansować przecież ;DDD

      Usuń
  2. Hej Funitko ;) No dobrze ze juz jestes... a wiesz u mnie tez jakos depresyjnie sie Nowy Rok zaczal, tak poprostu..Ale to chyba trzeba zaakceptowac jak slonce i deszcze ;)) Tymi ksiazkami mnie zaintrygowalas... Sciskam z zalanej deszczem Holandii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że to mija (no oby słońce nie mijało!) :)
      Książkę każdą jedną z innych powodów polecam.

      U nas powrót zimy, a już się na wiosnę czaiłam! ;D

      Usuń
  3. Gdzie się kupuje Kindle za 15 zeta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grupon do spółki z mBankiem i te 15 zeta to naprawdę jedyny koszt był :)
      TADAMMMMM :F

      Usuń
  4. Jej, ta bluza z uszkami jest cudna.
    Aż chciałabym naciągnąć na głowę taki kaptur i zasnąć w sen zimowy, albo chociaż krótką drzemkę...
    Albo po prostu założyć sweterek z "pysiem" i skakać po łące :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na łąkę jeszcze trza nam deko poczekać, ale po zaspach możemy ;D
      A milutkie to wszystko w dotyku jak nie wiem co! Jak ja po nowym balsamie ;DDD

      Usuń
  5. książkowo się zrobiło i dobrze, pochłaniaj co się da:)) a te bluzy/sweterki to cudeńka jakieś, chętnie bym wskoczyła w każden jeden:D ps. fotka z drzewkami jest świetna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że zima się utrzyma i sobie w weekend zrobię spacer na jakąś górę, z której tak samo ujrzę drzewka, a tu brzdęk i chlapa :/

      Usuń
  6. Każdą z tych książek mnie zaciekawiłaś :) Ale sweter mnie pokonał! Gdzie dostać takie cuda? :D
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Oysho :)
      Teraz przeceny, więc szaleję, a w lutym będę jeść kurz.
      Trudno! ;D

      Usuń
  7. o nieeee... nie zniese.... te sweterki mnie rozwaliły... cudne...!!!!
    PS. Radagast rulez!!! Mordka taka preeeeeeeeurocza i prześmiszna! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piątka! :D
      I to jak ratował jeżyka o mały włos mnie nie doprowadziło do rozryczenia się w głos :D

      Usuń
  8. Kilka z wymienionych przez Ciebie książek jest również na mojej liście. Czytałaś już coś Hugo-Badera? Od dłuższego czasu mam na półce "Białą gorączkę" i nie czuję się na siłach, by się z nią zmierzyć, po tym, jak mój J. czytał mi fragmenty podczas swojego czytania. Bardzo ciekawa jestem Twojego zdania. Co do Oysho, świetne mają ciuchy. Byłam w sklepie stacjonarnym podczas wyprzedaży i już nie było tych najfajniejszych rzeczy (tych, co upolowałaś). Kupowałaś przez internet czy w sklepie stacjonarnym? W każdym razie są świetne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czytałam i łatwo nie było. Ale arcyciekawie. "Białą gorączkę" czytałam. "Dzienniki kołymskie" na razie leżą i czekają na odpowiedni klimat. Może mnie "Rajska dolina" zachęci. Już przedmowa Małgorzaty Szejnert (świetna!) i pierwszy rozdział - wywiad z Kałasznikowem - wciągają!

      Szmaty ;) kupowałam przez internet. Wiem, jak na mnie Oyshowa rozmiarówka leży, a poza tym nic nie płacę za przesyłkę do sklepu i jak coś nie pasuje, to oddaję do sklepu i zaraz mam zwrot kasy.

      Usuń
  9. Cze :) zdjęcie drewienek na śniegu całkiem w Twoim stylu, :)
    lista makulatury BARDZO zachęcająca - może coś pożyczysz przy okazji?
    a polowanie na szmatki wyborne :D ja obstawiam na pudelkowe pisklę w sprawie niewyjaśnionego nadruku ;)
    Kika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, teraz jeszcze pisklę! ;D
      Kurzy orzeł, jak mawia M. ;D

      Ale fajnie, że w końcu dałaś znak tu, a nie na fb!!! :*

      Nasza makulatura jest dla Was zawsze dostępna, przecież wiesz.

      Usuń
  10. Ach Fu(niu - mam ochotę napisać). Jak też jednego człowieka smuteczek może drugiego ukłuć w miękkie kilka razy i ucieszyć taką... zbieżnością poglądów.
    Za powyższe dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? To ja dziękuję za tak osobisty komentarz.
      Poczułam się jak na dobrym ciachu z przyjaciółką :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. Każdy komentarz jest mądry i potrzebny! Kocham komentarze!!! ;D

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Instagram