Dłużej tak nie wytrzymam!
wtorek, 11 września 2012
Czym dłużej mieszkamy z kotami, tym bardziej tych futrzaków nie lubię! ;DDD
Tak naprawdę to je okrutnie kocham i podusiłabym z miłości i M. musi czasem interweniować, jak mnie weźmie na okazywanie tych uczuć i kotom zaczyna brakować tlenu...
ALE...
Przez tych naszych dwóch łotrzyków nie mamy w ogóle w domu roślin. Nie mówię, że pragnę w domu dżungli, ale chcę mieć choć kilka kwiatków na parapecie czy na komodzie. Ale od razu jeden albo drugi musi takiego kwiatka najpierw obgryźć niemiłosiernie, a następnie zrzucić doniczkę i ją potłuc. A rozrzucona na podłodze ziemia, o, to jest dla kota coś! Przerobione kilkanaście razy.
A kaktusów nie lubię.
WRRRR!
Chcę w domu kwiatki! Nie mogę już bez nich!
Chcę w domu kwiatki! Nie mogę już bez nich!
Czy ktoś wie, jakich roślin koty nie lubią i ich nie obgryzają??? Serio pytam :)
Oto mieszkanie, do którego wchodzi zieleń i które ma żywą zieleń we wnętrzu. I dobre światło.
I pięknie dobrane kolory, odnowione meble z lat 60 i 70, wspaniale skomponowane graficzne i roślinne motywy na tapetach, grafikach, tekstyliach i grafikach oraz niebrzydką białą kuchnię.
Czy mogłam tego mieszkania nie polubić? :)))
Ten dom z lat 60-tych to mieszanka mebli z Ikei lub innych współczesnych sklepów, odrobiny znanych i kochanych przedmiotów użytkowych, pieczołowicie odrestaurowanych staroci z pchlich targów, dobrego wzornictwa oraz mnóstwa dobrych pomysłów.
Dom wymagał oczywiście gruntownego remontu i właściciele z humorem wspominają, jak przez 11 tygodni nie mieli zrobionej w nim kuchni i jedli tylko potrawy z grilla, aż zlitowali się nad nimi sąsiedzi i zaczęli ich zapraszać na NORMALNE obiady ;D
W ten sposób narodziły się przyjaźnie. Fajnie, prawda? :D
Dom cały czas wymaga jeszcze przeróbek i napraw, ale można już w nim mieszkać dość wygodnie i cały parter jest do dyspozycji rodziny. Piwnica i piętro nadal w trakcie remontu (dom kupiony w 2009 roku).
Ogród to nieustanna walka o utrzymanie balansu pomiędzy dzikością a porządkiem i warunkami do spędzania w nim czasu.
Specjalnie o tym piszę, bo mam znajomych, którzy myślą, że jak ma się dom, to się nagle bum! i w nim mieszka i koniec. Nie, dom to błogosławieństwo ale i stały proces robienia czegoś i dobrze o tym wiedzieć.
Chciałabym mieć dom, ale chciałabym przed jego zakupem być naprawdę świadoma, co to znaczy...
Zapraszam na tour po domu Lindy, Niklasa i ich dwójki maluchów :)
Lekko "dziki" taras. "Przedpotopowa" rzeźba i meble, w tym parasol ogrodowy, z Ikei.
Oranżeria - ogród zimowy. Meble samodzielnie odnowione, własne pomidory i chili.
Przedsionek i klatka schodowa. Wszechobecna biel i meble z Ikei. Tapeta w kwiatowe printy i egzotyczna lampa, do której świetnie pasuje wzorzysty dywan.
Przedpokój. Tu wygodnie zmienisz obuwie na odnowionym krześle. Tkanina siedziska ze Svensk Tenn.
Living room. Fotel bujany ("Rocking Chair") projektu Eamesów. Stolik z Ikei. Na ścianie zdjęcia, plakaty, grafika - stare i nowe. Podobnie jak pozostałe meble i poduchy.
W oknach naturalna zasłona z roślin - jest piękna i przepuszcza światło :)
Pomiędzy salonem a jadalnią. Pojemne a lekkie szafki oraz półka na książki pozostawiona przez poprzednich właścicieli. Klimaty retro i nowoczesne przenikają się idealnie!
Tu dzieci mają swój kącik do zabawy (poza własnym pokojem, oczywiście).
Grafiki, ceramika, zabawki, pamiątki - miks idealny.
Jadalnia. Dywan z Ikei, lampa z pchlego targu, czarne krzesła przy białym, prostym stole i drzwi z drewna tekowego po poprzednich właścicielach. Za oknem leśne wzgórze :)
Jadalnia i widok na kuchnię. Mnóstwo roślin - jak w pozostałych częściach domu - a jednak nie ma wrażenia "dżungli". Jasno, przestronnie, z oddechem.
Jadalnia.
Szafka typowa dla wzornictwa z lat 60-70-tych. Przemalowane krzesło i
pasująca do niego, pastelowa grafika. Kolekcja starej ceramiki. Nie
brakuje też książek.
Kuchnia oczywiście biała :) Fronty z Ikea, Solär, i trochę koloru w postaci turkusowego robota Kitchen Aid, puszek i tacek. Resztę załatwiają, rzecz jasna, rośliny. Tu: zioła.
Pracownia Lindy. No i już wiadomo, dlaczego piszę o tym mieszkaniu: Linda projektuje tkaniny!
Również dla Ikea :)
Tak wygląda pracownia projektantki tkanin. Chcę ją! ;D
Tak, Linda projektuje tkaniny i inne tekstylia. Dla Ikei i nie tylko. Wszystkie dywany w tym domu to jej dzieła. Ach, poproszę ten dom, czarodziejską różdżkę, dzięki której koty nie zjadałyby mi roślin i talent Lindy! ;)
Źródło: husohem.se
Znowu się rozmarzyłam
(dobrze, że nie rozmazałam!),
Wasza fu :)
Pierwszy dywan przefajny. Kurcze, co do roslinek to nie wiem, ale wiem, ze jak nie lubia to zanim obgryzac, od razu zruca doniczke :)
OdpowiedzUsuń5 zloty sie nalezy
To, to ja też wiem :) Zrzucenie doniczki ze złości, że kwiatek niesmaczny albo kłujący, jest zwykłym kocim obowiązkiem ;D
Usuńja też nie cierpię kotów dlatego dziś zaadoptowaliśmy ze schroniska pewną kotę :)
OdpowiedzUsuńjesteś pierwszą osoba, której o tym mówię, więc proszę ciiii, nie zapeszajmy, żeby tylko Mirabelka zaakceptowała Molly - swojego negatywa...
Natychmiast uwięziłam kciuk w zamkniętej dłoni!
UsuńBędzie dobrze i chałwa Ci za to, żeś zapewniła Mirabelce Siostrę! ;D
Biegnę zobaczyć, czy już może jakieś zdjęcia są?
a próbowałaś z glonami?
OdpowiedzUsuńKarolina;-)
:DDD
UsuńNie, ale większość kwiatków po kontakcie z kotkami wyglądała jak glony. Zmasakrowane przez rekina ;D