Połonina Wetlińska
piątek, 10 sierpnia 2012
Wciąż nie mam koncepcji, jak zacząć Wam opowiadać o Bieszczadach, które mnie totalnie pochłonęły i które ja jakoś dziwnie wchłonęłam i nie chcę wypuścić ;)
Choć z drugiej strony chcę, bo tyle wrażliwych, życzliwych i kochanych dusz poznałam dzięki blogowaniu, że nie mogę tylko dla siebie tych wszystkich górskich wrażeń zatrzymać. Trzeba się podzielić, tak nakazuje serducho :)
Całkowicie mnie dziś rozwalił wpis Anity... Ludzie, ja jestem w pracy, ja się nie mogę rozbeczeć!!!
Zamiast od gór, powinnam zacząć od spotkanych w Bieszczadach ludzi, ale to jest najtrudniejsza z trudnych sprawa... I musi poczekać, przede wszystkim na to, aż w końcu wyślę do naszej przecudownej Gospodyni, Zosi, obiecany, PRAWDZIWY, list.
Więc zacznę od naszej pierwszej wyprawy czyli od Połoniny Wetlińskiej.
Poszliśmy chyba najłatwiejszym szlakiem - od Brzegów Górnych do Przełęczy Orłowicza i w dół, ze względu na towarzyszącą nam 7-letnią Idę. Teraz się z tego śmiejemy, ale kto wiedział, że to Ida okaże się najtwardszą zawodniczką i nawet cienia zadyszki nie dostanie, gdy my będziemy spływać potem w totalnym upale ;D
Ida szlakiem nie szła, ona ten szlak przetańczyła ;D
Kiedy wychodzisz z partii lasów porastających zbocze Połoniny Wetlińskiej widzisz właśnie zaczątek tego szlaku i, wzorem już tam odpoczywających, przystajesz czy przysiadasz na chwilę, żeby złapać oddech, napić się wody i powiedzieć wielkie i roześmiane DZIEŃ DOBRY! Ludziom i górom, które już prawie możesz oglądać z góry właśnie, a nie z perspektywy małej ropuszki, jak dotychczas ;)))
Jeszcze kawałek, jeszcze troszeczkę i dotrzesz do Chatki Puchatka, Wędrowcze ;)
Uwaga, kłębi się dziki tłum, a piwo kosztuje 10 zł ;D
Jeszcze kawałek, troszeczkę i widzisz, co Cię czeka. I niezmiernie Cię to cieszy, ale nie zamierzasz się spieszyć!
Uwaga - pogoda nawet w tak niskich górach potrafi się zmieniać z minuty na minutę, co pokazują te zdjęcia.
Porządne
buty trekkingowe (to moje, tak: dziecięce, ale pasują na moją stopę rozmiaru 38 i są śmieszne, takie Hobbickie i musiałam je kupić, phi ;D) to podstawa (choć i wędrujących boso widzielim!), coś
nieprzemakalnego na grzbiet plus polar też tony nie waży i warto mieć w
plecaku. O wodzie czy czekoladzie nie wspominam, choć niektórym
widocznie do głowy nie przyszło :(
Tak samo, jak niektórym do głowy nie przyszło, dlaczego wnosi się skromną opłatę za wejście do PARKU NARODOWEGO! I głośno wyrażali swoje oburzenie, że to skandal i zdzierstwo... Żal :/
Nas zmoczyło okrutnie i straszliwie
się po tej wyprawie przeziębiłam. Ale byłam twarda, nie rozczulałam się
nad sobą i jeszcze trochę połaziłam :)
Poniżej to nie moje nogi, a męskie egzemplarze.
Jak ta lala, prawdaż? ;DDD
No właśnie, a to zjawisko poniżej na nas czekało się czaiło... I nas w końcu dorwało.
S. Soyka:
"Otchłań nie ma nogi,
Nie ma też ogona,
Leży obok drogi
Na wznak odwrócona.
Otchłań nie je, nie pije
I nie daje mleka.
Co robi otchłań? Otchłań czeka"
Nie ma też ogona,
Leży obok drogi
Na wznak odwrócona.
Otchłań nie je, nie pije
I nie daje mleka.
Co robi otchłań? Otchłań czeka"
Po dłuższym czasie było tak:
I tak:
Wrzosowisk w bujnym rozkwicie jeszcze nie było, ale mieliśmy ich przedsmak, jeśli chodzi o kolor ;)
Hłe, hłe, po tej ulewie nawet Suche Rzeki nie były suche!
To tabliczka na Przełęczy Orłowicza i tu zaczynało się przyjemne, choć błotniste tego dnia zejście z Połoniny Wetlińskiej.
Rozbawił nas serdecznie, gdy zamówiliśmy po piwie, a on odrzekł, że dziś sprzedaje tylko wchodzącym, a nie schodzącym z połonin ;DDD
Ech, tu już mi się włączała jakaś tęskność i chciałam z powrotem na górę! ;D
No ale obiadu też mi już się chciało :)
W Bieszczadach dają jeść dobrze i będzie o tym więcej, choć zdjęć brak. Jadłam, a nie pstrykałam, no! ;)
Od razu muszę walnąć skruchę, że zdjęcia są, jakie są. Po pierwsze nie wzięłam krótkiego obiektywu, a długi niestety bardziej nadaje się do szczegółów, niż panoram i znacznie ogranicza pole widzenia. Po drugie: uparłam się na manuala, a trzeba było, przy błyskawicznych zmianach pogody pstrykać na automacie.
Trochę bez sensu jest co chwilę przystawać i zmieniać ISO, balans bieli, migawkę, przysłonę, tryb zdjęć itp., bo chce się coś sfotografować, a nagle nadeszły albo odeszły chmury...
Gópja ja!
Na dodatek skleroza i brak organizacji sprawiły, że na Połoninę Caryńską, na objazd po cerkwiach i wycieczkę do skansenu w Sanoku również zabrałam ten durny długi obiektyw i dopiero, gdy M. szedł na Tarnicę, to mnie oświeciło, że dosyć tej męczarni!
Gópja ja razy pięć!
Ale najważniejsza jest sama wędrówka, a ta mnie po prostu zafascynowała, wciągnęła, wyciszyła i dała potężnego kopa w zad, żeby się nie poddawać. Tak ogólnie, nie tylko na jakimś stromym podejściu.
Chcę przejść jakiś szlak sama w przyszłym roku, to będzie magiczne!
Przyjadę jeszcze lepiej przygotowana, bo o nastawienie się nie martwię, skoro 2 dni po Wetlińskiej z gorączką, katarem i bólem gardła weszłam na Caryńską i byłam jeszcze bardziej zachwycona...
Ech, mówię Wam, jedźcie w Bieszczady. Tak po cichutku, dla siebie i dla gór i dla niesamowitej przygody, która kolejny raz czeka tak blisko, a nie w jakichś Azjach czy innych Ekwadorach :)
Nie czytam i nie poprawiam tego wpisu, niech stanie się żywioł i od serca.
Choć jeszcze tyle rzeczy nie chce wyjść na powierzchnię...
Ale powoli, po troszeńku, Wszystko Wam wyśpiewam!
Po
prostu
Wasza
fu :)
^^^^^^
<- góry ;D
wreszcie się doczekałam, już myślałam, że zostawisz Bieszczady dla siebie, w górach pogoda zmienia się często szybko i nagle, tak już jest - tego uczono mnie od dziecka ;), czekam na puste szlaki i klimatyczne foty :)
OdpowiedzUsuńPuste szlaki? A co to jest??? ;D
UsuńW Bieszczadzie tłumy. Nie jakieś Zakopiańskie, ale ludu sporo.
A foty będę sortować, wybierać, obiecuję.
Może jakaś mi się udała? ;)
bardzo emocjonalny wpis kochana, faktycznie wiele uczuć masz do tych miejsc :]
OdpowiedzUsuńteż wchodziłam , też umierałam od upału :p
niesamowite wrażenie robi na mnie ta kultura chodzenia po górach, pozdrawianie się i uśmiech. Ci maruderzy , którym żal parę groszy na utrzymanie parku powinni się wstydzić - ja się wstydzę za takich turystów. Proponuję im pojechać do Zakopca, gdzie gruby góral od siedmiu boleści wyciągnie od nich grube "dudki" i będą całować w tyłek za przeproszeniem tych pijusów, którzy robią im wielką łaskę brrrr
Zapomnijmy o nich, chyba odczuli spojrzenia wszystkich, którzy słyszeli te brednie. Troszkę coś może zaświtało we łbach...
UsuńI pamiętaj, że jak będziesz chciała nad Zalew, to ciocia fu ma namiar na bezludną prawie miejscówkę, no ;)
w sumie masz rację ,szkoda życia na takich
Usuńok zapamiętam :]ciociu Fu hahaha
;D
UsuńI namiar na żarełko pyszne i śliczne w ciekawych okolicznościach rodzinnych Ci podeślę. Bo Tobie się takich namiarów "sprzedawać" nie boję!
Bieszczady jeszzce przede mną :)
OdpowiedzUsuńJakiś konkretny plan czy po prostu marzenie do spełnienia? :)
UsuńA tak w ogóle, to witaj, Joasiu :)))